[…]Chodzilismy sobie z Edusiem, w ramach edukacyjno- socjalizacyjnych na zajęcia przedszkolne dla czworonożnych urwisów.
Szkolenie było organizowane na terenie dawnych zakładów produkcyjnych, połozonych w sporej odległości od głównej ulicy,więc wracaliśmy sobie spokojnie z Enzymkiem
do domciu spory kawałek tymi opuszczonymi terenami-do taxi.
Po drodze mieliśmy taki kanał, którego Enzio poprzednim razem trochę się scykał .
Tylko raz się wystraszył a ja, żeby sobie wyćwiczyć odważnego psa ( bardzo odważnego) - lekko poruszałam nogą klapę od
kanału (już to robiłam poprzednio) i teraz Enzio się nie przestraszył.
No myślę ,bratku-teraz coś ostrzej zrobimy i hoooop wskoczyłam na ten kanał(głupia, głupia ... )-a klapa się
zapadła i wpadłam ostro-na szczęście chwyciłam się w ostatniej chwili i wisiałam z głową wystającą
znad krawędzi kanału .
Skurczybyk był głęboki (jezusiemaryjo-bokiem lukałam ile się dało)-to takie techniczne kanaliska...Na dnie było błoto-co więcej, nie chciałam sprawdzać(szczątki psiarzy z przedszkola? kilku nie doszło...), bo
skończyłabym marnie w kanale . Dobrze, że klapisko nie poucinało mi palców.
Huk był spory a Enzio...stał nad kanałem i cieszył się bardzo-widocznie uznał wiszenie i wystawanie pańci oraz steki wulgaryzmów za zaproszenie do figli i chciał się
przyłączyć.
Wesoło mi było jak diabli i tylko modliłam się, żeby mały nie wskoczył za mną ( smycz trzymałam kurczowo,to już odruch)
Wyciągnęłam się z kanału(ręce mam zaprawione przez Picasia ) ale siniak został-był ogromny, monstrualny i
wyglądał pięknie. Był, jak to mówi S.King bombastrasznie ogeeeromny...
Morał jest jeden-zrób wreszcie kobito prawo jazdy, bo kiedy kierowca jest po drugiej stronie świata, samochód
stoi w garażu pod mieszkaniem . A jakbym wracała samochodem-to bym nie wpadła do kanalca. To jeden a drugi-nie ufaj kanałom.
Sporo dylematów a Enzo jeden […]